poniedziałek, 1 maja 2017

Rozdział 13

"Gdy poszła do kuchni zrobić sobie swoją ulubioną herbatę na polepszenie nastroju, dostała SMSa od Marcina "Przyjdź jutro do mnie o 10, będę czekał". Dwudziestolatka szybko odpisała i wzięła się za swoje sprawy."
Następnego dnia wstała około 8 i zaczęła leniwie przygotowywać się do wyjścia. Około 9:30 wyszła z mieszkania i ruszyła w stronę kamienicy Marcina. Była lekko przed czasem, ale chłopak ją wpuścił.
-Hey kochanie. - przywitali się pocałunkiem. - Co jest? Czemu miałam przyjść tak wcześnie? 
-Chciałem się pożegnać z moją Najważniejszą zanim wyjadę na Święta. - powiedział, po czym przygwoździł dziewczynę do ściany i zaczął obcałowywać jej szyję.
-Na długo? Kiedy wrócisz?
-Drugiego stycznia, ale chyba Ci to nie przeszkadza, w końcu też będziesz spędzać Święta ze znajomymi albo rodziną, prawda?
-Ach tak...tak… - czasem ciężko było zapomnieć o przeszłości. Nie chciała by ktokolwiek z jej aktualnego życia znał wcześniejsze wydarzenia.
-Ej no, miś…przecież wrócę, a wtedy to nie ręczę za siebie. - mruknął uwodzicielsko wkładając ciepłe ręce pod koszulkę dziewczynę, na co ta na chwilę wciągnęła powietrze. - Reszta 2 stycznia. Czekaj na telefon. - szepnął jej do ucha, a dla zaakcentowania jego słów podgryzł ją ucho.
-Mam iść? - zapytała lekko spanikowana.
-Tak. - odpowiedział chłodno i twardo.
-Kocham Cię. - odparła miękko i ruszyła w stronę drzwi.
-Ja też. - ponownie odpowiedział i zamknął za nią wejście do mieszkania.
                ***24 grudnia***
Gdy Bianka obudziła się zrozumiała, że dzisiaj jest najgorszy dzień w całym roku. Dzień, w którym nie czuła wsparcia od nikogo. Od czasu kłótni z matką, nie rozmawiała z żadnym z rodziców. Na codzień nie odczuwała jakoś tej pustki, ale potem następowały takie dni jak ten i wszystkie bóle wracały. Postanowiła jeszcze szybko skorzystać z faktu, że sklepy są otwarte do 12 i kupić jakieś słodkości w celu zrobienia jakiegoś jedzenia na popołudnie i wieczór.
               ***wieczorem***
Dziewczyna ubrana w biały podkoszulek piosenkarza, za dużą szarą bluzę i szare dresy siedziała z miską popcornu przed telewizorem. W programie mogła wybierać między Kevinem samym w Nowym Yorku, Grinchu, który chce zniszczyć Święta, a wspólnym kolendowaniem. Kiedy znudziło ją przerzucanie kanałów i patrzenie na szczęśliwe rodziny przy wspólnym stole postanowiła się przejść. Ubrała się, zamknęła drzwi i wyszła z budynku. Na chodnikach leżała gruba warstwa śniegu, a z nieba leciał biały puch. Dziewczyna opatulona ruszyła w stronę centrum miasta. Gdy zbliżała się do rynku widziała coraz więcej pozapalanych świateł w mieszkaniach. Większość albo zaczynała kolację wigilijną, albo była już po i wspólnie dzielili się prezentami. Bianka jedyne prezenty, na jakie mogła liczyć to życzenia złożone po części z przymusu na Facebook'u czy Snapchat'ie i pomimo, że przez cały dzień dostawała wiadomości od znajomych czy też nieznajomych o podobnej treści to wolała nie przeglądać go dzisiaj. Bała się. Bała się tych dwóch wiadomości, które może dostać. Które mogą spowodować niesamowite szczęście, ale też niewyobrażalny smutek. I choć zmieniła numer to cały czas obijały jej się dwie osoby po głowie, z którymi straciła kontakt, ale potrzebowała ich teraz jak nigdy. Mama i Jeremi. Wiedziała, że prawdziwa mama jak i ta adopcyjna myślą o niej, prawdziwa przygląda się z góry, a druga nie może sobie wybaczyć, że tegoroczne święta spędza samotnie. Myśl o rodzinie i najbliższych spowodowała łzy na zmarzniętych policzkach. Łzy, których nie mogła wytrzeć, bo było ich z każdym momentem coraz więcej, a temperatura na dworze powodowała ich częściowe zamarznięcie. Kiedy doszła do rynku wszystko było pokryte śniegiem. Jedyne światła jakie świeciły to lampy uliczne. Dziewczyna przyglądała się każdej witrynie sklepowej. Każda z nich była pięknie wystrojona w tematykę świąteczną. O tej porze w taki dzień szczególnie nabierały magii. W końcu gdy poczuła, że dalej nie jest w stanie iść, stanęła i popatrzyła w górę. Na niebie było już mnóstwo gwiazd, jednak niektóre świeciły najbardziej. 
-Wesołych Świąt, Mamo. Wesołych Świąt, Jeremi. - wyszeptała i cicho ruszyła z powrotem do mieszkania.
-----------------------------------
Kończymy w dosyć smutnym momencie, ale no sami rozumiecie. To już koniec naszego maratonu! Ale spokojnie! W sobotę już kolejny rozdział! Zapraszam standardowo na grupę i do komentowania! Bardzo mi zależy na Waszej opinii! ❤️
Zapraszam też do Julii i jej cudownego opowiadania: http://my.w.tt/UiNb/OwA38PQ3LC   💕💕
Uwielbiam Was,

Livia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz